Kilka lat temu radny G. Kubik podczas wystąpienia absolutoryjnego na sesji stwierdził mniej więcej coś takiego, że „w opinii wielu mieszkańców T. Pawłowski jest dobrym zarządcą, bo osobiście pilnuje wszystkich zadań, ale moim zdaniem brak mu wizji i nie potrafi ściągać do Rawicza firm…”, itd. Trudno z tym polemizować, bo realista żyje w prawdziwym świecie, a wizjoner najczęściej w urojonym. Ale popatrzmy na rządy obecnej ekipy, której lider ma problemy z dobrym zarządzaniem, bo przez sześć lat kierowania gminą miał jakieś odlotowe wizje, ale nie potrafił dopilnować nawet tych sztandarowych zadań, jak remont Urzędu Miejskiego, Ratusza, Plant JPII, a teraz przebudowy nawierzchni Rynku.
Te wcześniej snute majaki o inwestorach stojących za G. Kubikiem i czekających tylko na objęcie przez niego fotela burmistrza, do dzisiaj nie zostały zrealizowane. A z tych sztandarowych inwestycji, które do tej pory gmina realizowała, żadna nie jest jego własnym pomysłem, bo były wpisane do WPF przez poprzednika, np. rewitalizacja plant, przebudowa rynku i rewitalizacja zabytkowego centrum miasta w obrębie plant. Natomiast pomysł budowy sali w SP4 był wymyślony przez innych radnych. Własne pomysły obecnego burmistrza, jak np. przebudowa „fontanny z niedźwiedziem”, kończyły się marnie. Ulubioną działalnością obecnych władz jest przerzucanie różnych instytucji do innych obiektów. Najpierw robi się remont za kilkaset tysięcy złotych i wyposaża w nowe meble, a potem po dopiero co zrobionej przeprowadzce przenosi się do jeszcze innej siedziby. Tak ma być z Biblioteką, także z OPS-em. Podobno na zmianę siedziby czeka osadzone w dopiero co wyremontowanej SP6 Gminne Centrum Usług Wspólnych.
Dlaczego tego typu rządzenie stało się normą? W kraju przez ostatnie lata pod wpływem propagandy i prostego rozdawnictwa kasy zmieniło się nastawienie większości Polaków. Teraz wyborcy oczekują od władzy „aby się coś działo”, niekoniecznie skutecznie, wystarczy tylko medialnie, bo najważniejsze, aby władza co chwilę ogłaszała sukces i prezentowała nowego „pomysła” na rozdawanie kolejnych benefitów. Na to nakłada się sytuacja sprzyjająca łamaniu prawa przez rządzących, a „odwracanie kota ogonem” stało się najlepszą formą tłumaczenia z przekrętów.
Niby ryba psuje się od głowy, ale tak samo od początku rządów tej ekipy jest w gminie. Radni, w tym komisja rewizyjna, nie potrafią lub nie chcą rozliczyć burmistrza z niczego. Władza ponawia wielokrotnie roboty po nieudanych remontach i nikogo to nie obchodzi, że w ten sposób marnowane są publiczne środki.
Sztandarowa inwestycja prowadzona od dwóch lat przez burmistrza - remont nawierzchni Rynku, jest typowym dla tej władzy zaprzeczeniem zarówno ogłoszonej koncepcji przebudowy, jak świadectwem braku dbałości o jakość wykonanych robót.
Koncepcja rewitalizacji starówki została tak opisana na stronie urzędowej: „Projekt przebudowy Rynku i deptaków Wojska Polskiego oraz 17 Stycznia stanowi spójną koncepcję przestrzenno-materiałową, będącą nie tylko rewaloryzacją przestrzeni objętych opracowaniem, ale również narracją budującą tożsamość Rawicza wśród mieszkańców i opowiadającą historię miasta turystom.” Jaką tożsamość ma budować wśród mieszkańców projekt przebudowy rawickiego Rynku, który jest sprzeczny z tradycją? A do tego roboty są prowadzone niechlujne i inaczej niż w projekcie.
Projektant dokumentacji przekonywał, że: „Koncepcja rewitalizacji starówki zakłada silne odwołania do historii miasta. Rynek będzie przede wszystkim nie placem parkingowym, ale przestrzenią pieszą, na której dodatkowo znajdą się miejsca postojowe.” Takie gładkie, ale nieprecyzyjne stwierdzenia odnośnie parkowania pojazdów, to istne masło maślane. Jeździły i parkowały samochody na rynku i według tej realizowanej koncepcji nadal będą. Jeśli rewitalizacja zakładała „silne odwołania do historii miasta”, to kiedy w historii rawickiego rynku na jego powierzchni były jakieś fontanny z kroczącym lub kucającym niedźwiedziem? Od początku lokacji miasta rynek był jedną równą powierzchnią, na której w środku stał ratusz. Czasami sadzono po dwa lub więcej drzew na południowej i północnej stronie ratusza. Na rawickim Rynku zawsze parkowały pojazdy. Najpierw dorożki miały tu swój postój, a w dobie motoryzacji taksówki. Ale nigdy na Rynku nie było nawet barierek, do których można było przywiązać konie, tak jak to miało miejsce na Placu Wolności (kliknij). Ktoś (władza) przez wieki uważał, że Rynek ma być wolny od zbędnych wystających urządzeń. Tę regułę złamano dopiero, gdy wybudowano po północnej stronie ratusza miejskie szalety w taki sposób, że ich pewna część wystawała ponad poziom nawierzchni Rynku. Ponadto w czasach sprzed zwodociągowania miasta, najpierw w czterech, a po zwodociągowaniu w dwóch narożnikach powierzchni rynkowej stały ręczne pompy do wody pitnej. Więc jeśli miało być odwołanie do historii miasta, to może należało odbudować którąś z dawnych pomp w takiej aranżacji, aby była elementem dekoracyjnym, ewentualnie spełniała funkcję fontanny (kliknij). Studnie cembrowane o znacznej głębokości, przykryte pokrywami betonowymi, znajdowały się w miejscu, w których ongiś stały pompy i były zinwentaryzowane, a dokumenty są (przynajmniej do 2014 r. były) przechowywane w biurze Obrony Cywilnej Urzędu Miejskiego.
Nie jestem zwolennikiem „upiększania” na siłę surowego w wyglądzie Rynku z barokowym Ratuszem i klasycystycznymi obiektami architektonicznymi wokół. Ale to kwestia gustu i dobrego smaku. Jeden niedźwiedź, choć ostatnio okaleczony w fontannie na plantach wystarczy jako symbol herbu miasta.
Misie i to różnej postury na herbach, znakach pocztowych, pieczątkach miejskich, drukach urzędowych, pismach ulotnych, czasami namalowane niczym dzikie świnie lub kroczące dostojnie krowy, albo jako śmieszne miśki, lub stojące sparaliżowane, należy pozostawić malarzom. Stawianie na Rynku rzeźby nawiązującej do legendy o pannie na niedźwiedziu wychodzącym z pieczary po śmierci Knuta Wielkiego, który rządził w Anglii na początku XI w., to tworzenie nieprawdziwej historii naszego miasta i to od nowa. Chyba tylko po to, aby obecna władza pochodząca ze wsi, poczuła się swojsko, jak w średniowiecznej puszczy wielkopolskiej, albo na wsi zabitej dechami, gdzie misie z Dobranocki machają łapką do zasypiających dzieci.