W Polsce wybory do rad powiatowych od 1999 r. zawsze były polityczne. Od samego początku w wyborach do rad powiatowych obowiązuje system proporcjonalny. W tym systemie najpierw liczy się głosy na ugrupowania, a potem dla komitetów, których listy w całym powiecie przekroczyły pięcioprocentowy próg wyborczy, metodą d’Hondta* przydzielane są mandaty. Po przydzieleniu mandatów, radnymi stają się ci kandydaci z danej listy, którzy zdobyli kolejno największą liczbę głosów, aż do wyczerpania mandatów przydzielonych danej liście.
W odróżnieniu od rad powiatowych, sposób wyborów radnych w gminach od 1990 r. podlegał zmianom, bo Sejm już kilka razy zmieniał ordynację wyborczą. Np. w gminie Rawicz w wyborach do rad kadencji I i II (1990-1994 i 1994-1998), a potem do rady kadencji VII (2014-2018) obowiązywała ordynacja większościowa. W pozostałych dotąd przeprowadzonych wyborach obowiązywał system proporcjonalny, czyli taki sam, jak w powiecie.
Czym się różnią te dwa systemy wyborcze? Jedna z takich podstawowych różnic polega na tym, że w przypadku ordynacji większościowej, popularnie zwanej jako „głosowanie na kandydata”, nowo wybrani radni z danej listy są ze sobą luźno związani. Zawieranie powyborczych koalicji może być wtedy bardziej swobodne, bo po wyborach wybranego radnego z komitetem wyborczym, z którego startował, nie musi nic łączyć. W takim systemie wyborczym, zgodnie z założeniami, głosujący mają zwracać uwagę bardziej na osobę kandydata, aniżeli na nazwę listy komitetu, który go wystawił.
Zupełnie inna jest sytuacja w wyborach do rad powiatowych, opartych na systemie proporcjonalnym. Kandydaci, czy to się komu podoba czy nie, są jednak identyfikowani z komitetem i nazwą listy, z której startowali. Jeśli obejmują mandat, to reprezentują nie tylko siebie i nawet nie sam komitet wyborczy, ale organizację polityczną lub stowarzyszenie, które umieściło na swojej liście danego kandydata. Od wybranego radnego ugrupowanie, które go na listę przyjęło, oczekuje jakiejś lojalności polegającej na poszanowaniu zobowiązań i podporządkowania się decyzjom wynikającym z uchwał tegoż ugrupowania.
Kandydat wystawiony z danej listy, który jako wybrany radny nagle zmienił swoje zapatrywania i preferencje, najczęściej w sposób skryty zawiązując konszachty z inną grupą radnych, słusznie postrzegany jest jako rozłamowiec. Takie zachowanie prawnie jest dopuszczalne i nie ma z tego tytułu żadnych sankcji. Ale nawet jeśli rozłamowiec swój postępek tłumaczy tzw. „dobrem wyborców”, to posługując się określeniem uchodzącym obecnie za symbol takiej wolty - "unurzał się w kałuży" i choć zdobywa jakąś funkcję lub zyskuje inne profity, to jednocześnie traci, zwłaszcza wiarygodność.
* metoda d’Hondta polega na tym, że ilość ważnie oddanych głosów na każdą z list dzielona jest kolejno przez 1, 2, 3, 4, itd. W ten sposób oblicza się kolejne ilorazy pomiędzy całkowitą liczbą głosów uzyskanych przez dany komitet, a następującymi po sobie liczbami naturalnymi, czyli tzw. ilorazy wyborcze. Robi się to do momentu, gdy z uzyskanych ilorazów można uszeregować tyle rosnąco największych liczb, ile jest mandatów wymagających rozdzielenia między listy.